Podstępnie, w ukryciu, czai się nawet wiele lat, by znienacka zaatakować organizm. Niektórzy odczuwają symptomy krótko po zarażeniu i jeśli uda im się skojarzyć pewne fakty, a do tego wiedzą gdzie szukać pomocy, to szanse na wyleczenie są bardzo duże.
Niestety w większości przypadków ta choroba zmienia się w koszmar, tym gorszy, że potrafi ukrywać się – niczym kameleon - latami, by w końcu symulować wiele innych, groźnych schorzeń: stwardnienie rozsiane (SM), stwardnienie boczne zanikowe (SLA), reumatoidalne zapalenie stawów (RZS), toczeń układowy (lupus), nerwicę, astmę, alergie, chorobę Alzheimera, fibromialgię, zespół przewlekłego zmęczenia, schorzenia autoimmunologiczne (np. choroba Hashimoto), kardiologiczne, psychiatryczne oraz neurologiczne. Pacjent nie zdaje sobie sprawy, że w jego organizmie trwa inwazja małych, niepozornych lecz bardzo cwanych bakterii lub nawet całego ich „koktajlu”, na dodatek być może zupełnie nie pamięta się momentu zakażenia.
Sprawcą tego zamieszania jest krętek Borrelia burgdorferi, przenoszony przez kleszcze (choć nie tylko). Pomimo, że wiele osób nawet nie słyszało o boreliozie, jest ona najpowszechniejszą chorobą zakaźną przenoszoną przez tzw. wektory. Liczne źródła podają, że pierwsze przypadki odnotowano w 1975 roku w USA, w rejonie stanu Connecticut w okolicy miasteczka Lyme (stąd inna nazwa tego schorzenia: choroba z Lyme), lecz wiadomo, że jej opisy możemy znaleźć już w 1764 roku. Niektórzy naukowcy podają, że ślad krętków znaleziono w organizmie Człowieka Lodu sprzed 5300 lat.
Jakkolwiek by nie było, faktem jest, że choroba rozprzestrzeniła się na obecnie na wiele kontynentów i krajów, przyjmując rozmiary globalnej epidemii. Jej temat jest źródłem wielu sporów, podziałów o charakterze politycznym oraz licznych kontrowersji. Do chwili obecnej nie odnaleziono skutecznego leku, a liczne terapie są tak naprawdę eksperymentowaniem na bezradnych i zdesperowanych pacjentach.
Borelioza czy hipochondria?